Skip to main content

Posts

Showing posts from September, 2017

Tydzień 8 - Zwiedzanie Bydgoszczy i nie tylko

Wpis ten powinien pojawić się już kilka dni temu, ale ... za dużo się dzieje! Codziennie gdzieś chodzimy, jeździmy, z kimś się spotykamy. W poniedziałek, 18 września, do mnie i do Ani dołączyła Zosia. Teraz więc panie z naszej rodziny są w Warszawie, a panowie w Taipei. W zeszłym tygodniu pojechałyśmy na dwa dni do Bydgoszczy. Po drodze zatrzymałyśmy się w lesie na grzyby. Ania pokochała las i grzybobranie. Szukanie grzybów całkiem nieźle jej idzie. W Bydgoszczy nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie, przeszłyśmy się jedynie po Wyspie Młyńskiej i Starym Rynku. Jednak nawet w czasie krótkiego spaceru łatwo zauważyć jak bardzo Bydgoszcz bardzo się zmieniła.   Dziewczyny miały kilka chwil na zabawę: W sobotę Ania była w siódmym niebie! Spotkała się ze swoim najbliższym przyjacielem. 💕 A jak sama Ania opisała wydarzenia zeszłego tygodnia? Ania wspomniała, że byłyśmy w nowo otwartym kościele Św. Ojca Pio na Kabatac

Co jest NAJ- na Tajwanie?

Największe – najmniejsze – najwyższe – najfajniejsze – naj – naj – naj Biorąc udział w kolejnym projekcie Klubu Polki na Obczyżnie zastanawiam się co na Tajwanie jest NAJ. Moje NAJ będą przeróżne – od naj- jedzenia, poprzez naj- budowli i przyrody po naj- języka. NAJbardziej śmierdzące danie – ŚMIERDZĄCE TOUFU 臭豆腐 Już z daleka można wyczuć gdzie jest to coś sprzedawane. Woń śmierdzącego toufu trudno opisać – pomieszanie smrodu brudnych skarpetek z przepoconą koszulką i zgniłymi jajkami? Przyjemny zapaszek to nie jest. Są dwa podstawowe rodzaje śmierdzącego tofu – jedno jest gotowane w bliżej niezidentyfikowanym ostrym czerwonym płynie, a drugie jest smażone w głębokim oleju. Od tego pierwszego stronię, nigdy go nawet nie próbowałam (nie lubię ostrych potraw), a to drugie uwielbiam! Gdy wyjmuje się kostkę toufu z oleju ma ono chrupiącą skórkę. Robi się w niej wklęśnięcie, w które wlewa się gęsty sos sojowy z posiekanym czosnkiem. Do tego dodaje się tajwańską kiszoną kapustę. Pyc

Tydzień 7 - Kanie w Kani

Czas w Polsce mija nieubłaganie! Już dwa tygodnie tu jesteśmy! A na dodatek wczoraj dołączyła do nas Zosia. Właściwie to nic takiego nie robimy, nic specjalnego się nie dzieje, a jednak … Tak więc już wiecie, że w poniedziałek spędziłyśmy na poszukiwaniu łóżka dla Babci, a wtorek na porządkach. W środę byłyśmy z kolei na fajnej „wycieczce”, pojechałyśmy do Kani Polskiej koło Serocka. Od lat jest tam dom i działka leśna mojego śp Wujka.Teraz nadszedł czas by zastanowić się co dalej z tym fantem zrobić. A więc trzeba tę posiadłość wystawić na sprzedaż. By to jednak zrobić należy doprowadzić ją do porządku. Tak więc zajęta byłam sprzątaniem i robieniem zdjęć domu i ogrodu. I trochę się rozmarzyłam … gdyby tak zostawić sobie ten dom i las? Można by tam przyjeżdżać na wakacje … eee tam …. to tylko marzenia. Przeszłam się również z Anią trochę po lesie. Był to jej pierwszy spacer po polskim lesie i chyba bardzo jej się spodobało, bo teraz codziennie mnie pyt

Tydzień 6 - Pierwszy tydzień na polskiej ziemi

Pierwszy tydzień w Polsce już za nami. Pogoda była zmienna – jednego dnia deszcz i zimnica, następnego upał jak w lecie, a kolejnego ciepło, ale pochmurno. Prawdziwie przejściowy klimat ! Najlepiej te pierwsze dni w Polsce opisała chyba Ania: Ania codziennie wychodzi po południu z psem Babci, Lutkiem, na spacer. W zeszłym tygodniu udało nam się spotkać z kilkoma znajomymi, z nowo poznaną koleżanką Ania spędziła kilka godzin na placu zabaw. U innych znajomych miała okazję potrzymać takie oto zwierzątko: W niedzielę, przy pięknej pogodzie, byłyśmy na cmentarzu. ------------------------------------------------------- A co na Tajwanie robił Jaś? Na pewno się obijał ... Oto jednak co on sam napisał w sprawozdaniu z zeszłego tygodnia: Pierwszy tydzień bez mamy We wtorek, zanim jeszcze Mama i Ania wyjechały, byliśmy w Y17 na rozpoczęciu roku homeschoolingowego. Spotkałem się tam z moim kolegą, Owenem

Lecimy! TPE-AMS-WAW

Tym razem, po raz pierwszy od wielu lat, leciałyśmy do Europy China Airlines (nazwa jest trochę myląca, są to tajwańskie, nie chińskie linie lotnicze). Dzięki temu miałyśmy tylko jedną przesiadkę, w Amsterdamie. Wiedząc, że samolot będzie wylatywał ok. 1:00 w nocy, a co za tym idzie jedzenie będzie podawane ok. 2:00, zamówiłam dla siebie jedynie owoce (inaczej dostałabym chyba skrętu kiszek). Ania miała swój zestaw dziecięcy. Dzięki wcześniejszemu zamówieniu dań specjalnych dostałyśmy nasze jedzonko jako pierwsze. Ania zjadła tyle ile mogła i od razu poszła spać. Obudziła się dopiero na 3 godziny przed lądowaniem. Ja jedynie trochę się zdrzemnęłam. Lotnisko w stolicy Holandii nie zachwyciło mnie, a wręcz przeciwnie, będę je omijać jak najszerszym łukiem (choć w drodze powrotnej muszę jeszcze o nie zahaczyć). Transfer na tym lotnisku zajął nam prawie 3 godziny! Nie tylko musiałyśmy pokonać olbrzymi dystans pomiędzy terminalami, ale również stać ponad godzinę w kolejce do ko